4.04.2011

Kwiecień

Światowy miesiąc nadużywania słowa "ostatni":
Ostatnia lektura.
Ostatni WF.
Ostatnia lekcja matmy, polskiego, historii.
Przerażający koniec wszystkiego, co znam i początek życia, o jakim nie mam zielonego pojęcia. Dlatego chcę napisać teraz, póki pamiętam, o tym, jak ważne jest dla mnie to, co się teraz dzieje w moim życiu. Jestem pewien, że przyjdzie czas, kiedy wszystko to będzie wydawać mi się mało istotne. Tylko czy rację mam teraz czy będę ją miał za kilka lat? To przecież jest przełom w moim życiu. Czemu ludzie mają tendencję do uznawania tego co myślą obecnie za ważniejsze od tego, co myśleli kiedyś. Może właśnie w przeszłości mieli rację, tylko po drodze się popsuli, pogubili i sprzedali.
Jestem maturzystą. To nic wielkiego. Ale budzę się co dzień z myślą, ze całe moje życie, jakie do tej pory znałem, właśnie się kończy. Boję się tego. Nie będzie już powrotu do mojej szkoły, którą wielokrotnie przeklinałem, teraz doceniam.
Nasz profesor, żegnając nas podał każdemu rękę. W pewien sposób był to zaszczyt, o którym wszyscy marzyliśmy. Mówił, że dla niego to moment szczególnie ważny, bo witał nas w tej szkole jako chłopców, patrzył, jak zostawiamy w niej część siebie. Dziś żegna nas już innych. Prawie dorosłych mężczyzn. On sam, po trzydziestu latach pracy w tej szkole, myśli o odejściu. Chociaż w relacji może brzmieć to sztucznie, jest to dla nas bardzo wyjątkowy moment i nie czujemy fałszu w słowach tego człowieka. Wszyscy w głowie robimy przegląd swoich wspomnień. Moje liceum to przede wszystkim początek wyjątkowych przyjaźni, z ludźmi którzy stali się dla mnie braćmi. Ale też czas poszukiwań. Czasami naiwnych i niedbałych, takich których celem nierzadko było samo szukanie. 
Ale byłem tu i tam.
Robiłem to i tamto
Spróbowałem tego i tamtego
Byłem każdym możliwym sobą.
Niewiele spraw dokończyłem.
Żałuję, że nie mogę powiedzieć, że niczego nie żałuję 
To były dobre lata.
Teraz są czasy, które miały nigdy nie nadejść.
Koniec liceum.
Koniec zakończenia roku.
Papieros ostentacyjnie wypalony przed budynkiem szkoły:
- Odwróć się kolego, chcę zobaczyć jak palisz. Jakie masz? 
- Marlboro.
- To poczęstuj.
- To był mój ostatni.
- Przyjdź kiedyś do mnie w przerwie, zapalimy razem.
- Przyjdę, panie Profesorze.
W drodze do domu myślę, o tym jak różnią się od siebie wspomnienia, które z tej szkoły wynoszę, od wyobrażenia, z którymi do tej szkoły przychodziłem. Są rzeczy, których nie żałuję. To czas spędzony ze znajomymi. 
Opluwałem jednak swoją dumę. Miałem wielkie ambicje i wyobrażenia, jednocześnie szukałem sam siebie i swojej drogi, w taki sposób, że na nic nie starczało mi czasu. W końcowym rozrachunku widzę, że tak naprawdę nie robiłem nic. Straciłem bardzo wiele czasu. Pierwszy raz krytykę przyjąłem z bólem, każdy następny z wściekłością. Potem przyszedł czas na pokorę, potem rezygnację. Kiedy jednak wciąż nie robi się nic, by to zmienić, a krytyka przychodzi coraz częściej i to coraz bardziej sroga, w końcu powszednieje. Inna rzecz, że taka właśnie jest charakterystyka polskiej szkoły. Wytyka wszystkie błędy, pomija wszelkie postępy.