30.05.2011

Maj

Zawsze jako dziecko myślałem, że w tym czasie będę umierał ze strachu. Jestem pewny swego. Dlatego ze jestem dobrze przygotowany? Zupełnie nie. Po prostu już mi nie zależy. Boje się jedynie polskiego, jak gdybym miał szansę nie zdać. A przecież przeczytałem kilka lektur. Żałuję tylko, ze nie przeczytałem tych, które chciałem, a do przeczytania których zniechęcił mnie szkolny przymus.
Dzień po dniu, o poranku, jem owsiankę, zakładam garnitur, wyczerpuję zapas uprasowanych koszul. 
Mija polski.
Mija matematyka.
- Była trudniejsza niż w zeszłym roku co?
- Nie pisałem matury w zeszłym roku.
- Wiem, ale przecież rozwiązywałeś testy.
- Nie.
Nie rozwiązywałem i nie wiem, czemu mój kolega wydał się tym poirytowany.
Minęły wszystkie kolejne matury. W dni kiedy miałem dwie dziennie przerwy spędzałem u dziewczyny. 
Z czasem przychodzi ostatnia. Polski ustny. Boje się jej bardzo, w końcu i ją mam z głowy. Skończyły się matury, ściągając koszulę po powrocie do domu myślałem o tym, że ten okres się skończył. Chociaż definitywny koniec przyjdzie wraz z wynikami, na które wszyscy czekamy z przerażeniem.
Przebieram się i wychodzę na piwo. Dla mnie zaczynają się wakacje. A te smakują najlepiej teraz, kiedy zaglądam do szkoły, w której jeszcze odbywają się lekcje.
Potem i lekcje się kończą, a moje wakacje trwają nadal ze wszystkimi swoimi urokami i trwającymi w nieskończoność smutnymi zachodami słońca.
Za oknem ktoś kosi trawę, kiedy siedzę przy biurku, dopisując ostatnie zdania historii o trzech latach z mojego życia. Odgłos ten zawsze będzie mi się kojarzył z zamieszaniem związanym ze zbliżającymi się wakacjami. Moje już trwają, mam to wszystko za sobą. Teraz rozumiem, jak małe były wszystkie problemy i wyzwania., z którymi się borykałem. Zgrzytałem zębami, dziś się z tego śmieję. Nie żałuję tego, że nie traktowałem szkoły poważnie. Inwestowałem czas w przyjaciół i to było słuszne. Dziś mam znajomych, którzy są dla mnie jak bezcenny skarb. W końcu życie to nie tylko czas, miejsca, wydarzenia. To przede wszystkim ludzie. Bez nich nic nie miałoby sensu. Uczą, kochają, odchodzą pozostawiając po sobie pustkę. Czasami pojawiają się nowi. Pomagają się odnaleźć, zrozumieć kim się jest i pokazać, skąd się przychodzi. Łatwiej jest wtedy odwrócić się, by zrozumieć, dokąd się zmierza. Mimo, że dla wielu życie nie ma sensu, nie warto być jednym z malutkich, którzy żyją biernie w świecie, który im dano. Ja wciąż poszukuję, by ustalać sobie kolejne cele i czerpać z tego motywację do działania. Nie warto ufać złudnemu poczuciu panowania nad życiem, które jest nieobliczalnym zbiorem błędów, pomyłek i zbiegów okoliczności. Ale nikt nie jest samotną wyspą. Możemy liczyć na pomoc, ale trzeba pamiętać, że to co mówimy i robimy wpływa na innych, buduje albo niszczy.